Tak dużo się ostatnio u mnie dzieje, że nie mam czasu pisać. Bardzo mało piszę, wpisy tutaj stają się coraz rzadsze, do pamiętnika też już codziennie nie zaglądam. Widocznie nowy etap. Tak po prostu jest. Działam, dużo działam. Praca, studia, stowarzyszenie, dzieci, dom, ogród. Mniej ostatnio czytam i mniej udzielam się sportowo, pozostałam wierna jedynie jodze. Taki okres w życiu, widocznie tak właśnie miało być. Jestem z tym pogodzona. Nie walczę, nie ma we mnie ciśnienia, że coś powinnam przeczytać, że powinnam pójść na rower, że powinnam coś napisać, zobaczyć jakiś film. Był na to czas. Teraz przyszedł czas na inne rzeczy. I w tym wszystkim jest mi dobrze, choć czasem bywam lekko zmęczona :).
Za mną fantastyczny koncert. Lucky Chops – grupa dynamicznych, fantastycznych chłopaków grających na dętych instrumentach (tuba, saksofony, trąbka, puzon) + perkusja. Grają covery, ale jak! Energia wylewa się ze sceny, czyste szaleństwo, zabawa muzyką. Totalne „krejzole” (jak mawia moja koleżanka). Nie sposób ustać przy ich muzyce, ciało samo z siebie wyrywa się do ruchu. Jechałam na ten koncert zmęczona, ale oni mnie poderwali. Utonęłam w dźwiękach i tańcu. Kochani Przyjaciele, dziękuję za wspaniały prezent urodzinowy.
Zachęcam do posłuchania: https://www.youtube.com/watch?v=va-uhVt93hA
I chciałam polecić Wam film. Zobaczyłam jakiś czas temu „Dziewczynę z portretu” („The Danish Girl”). Został ten obraz we mnie do dzisiaj. Z jednej strony widzimy tu walkę o siebie, o bycie sobą za wszelką cenę, nawet życia. A z drugiej mamy ogromną, bezwarunkową miłość, miłość pełną akceptacji. Wspierającą mimo wszystko, przeciwko swoim potrzebom, wspierającą, ponieważ się kocha. I tylko, a właśnie AŻ dlatego. Film piękny nie tylko ze względu treść, ale również i formę – zachwyciły mnie zdjęcia i kolorystyka. Bardzo przyjemnie się patrzy.
Do następnego razu :). A czy pisałam już, że piękny mamy maj? Przyroda mnie zachwyca są urodą, codziennie, niezmiennie. Dziś kwiatki zasadziłam, śmieją się do mnie z tarasu. Jest dobrze!