Wysłuchałam dziś bardzo mądrego wykładu Katarzyny Miller. Bardzo ją lubię, bije od niej niesamowita energia, dobro i właśnie mądrość, taka autentyczna, bardziej przeżyta w moim odczuciu niż wyuczona.
Najważniejsze przesłanie jej wypowiedzi to apel o bycie autentycznym, bycie sobą. Lecz, jak mówi, owo bycie sobą, pokazanie światu siebie wymaga nie lada odwagi. Ukrywanie swoich myśli, odczuć, emocji, wrażeń wynika bowiem z lęku przed ocenieniem, odrzuceniem, wyśmianiem. Główny jednakże lęk dotyczy zobaczenia samego siebie, bez ozdobników, bez różnych teorii, naklejek, etykietek, które nas pokrywają.
Od dziecka jesteśmy oceniani, równani do średniej i to w nas zostaje i przekłada się na dorosłe życie. Dlatego warto być odważnym, ale tak na co dzień i zwyczajnie. Każdego dnia próbować przełamywać swe malutkie lęki, zrobić coś inaczej niż robiło się do tej pory, wypowiedzieć słowa, które siedzą w głowie i nie bać się co inni pomyślą, przecież zawsze coś pomyślą.
Bo czy stanowisko, że nie mówię czegoś otwarcie, bo nie chcę urazić, zranić drugiej osoby, jest właściwe? Nigdy przecież nie wiemy jak daną wiadomość odbierze ta druga osoba, dopóki tego nie zrobimy. Nie możemy przypuszczać, że jeżeli mi się tak wydaje, to tak samo wydaje się jej czy jemu. Jak mówi moja Marysia „mamo, nie jesteś w mojej głowie”.
Kilka godzin później przeczytałam wywiad w Małgorzatą Foremniak i w nim także mowa o byciu otwartym i autentycznym.
Pomyślałam więc, że dziś autentyczność puka głośno do mych drzwi. I ja te drzwi szeroko otwieram.
PS. Każdego dnia uczę się bycia autentyczną i nie piszę tego jako nauczyciel, tylko zdecydowanie jako uczeń, który co chwilę popełnia błędy, nie zawsze jest przygotowany, coś tam mu nie wychodzi, ale chce i się stara.