Wrzesień zabraniał, a październik zezwolił.
Byłam wczoraj w górach z dziećmi. Weszliśmy na Skrzyczne. Przepiękna jesień, przepiękna. W drodze powrotnej w korku 4,5 godz. Nauka cierpliwości, ale dzięki temu przypomnieliśmy sobie zapomniane gry, śpiewaliśmy, wymyślaliśmy piosenki.
W sobotę na pogrzebie koleżanki syna ze szkoły. Dużo smutku…
Ten pogrzeb zakończył wrzesień. W sobotę skończyłam też robić szalik dla Marysi….
We wrześniu przystanęłam i zobaczyłam co dla mnie ważne. Wszystkie siły nie pozwalały mi nigdzie ruszyć się z domu. Na początku miesiąca miałam zaplanowany niemal każdy weekend – Warszawa, góry, jeszcze raz góry… Jednakże nic z tego, co sobie wymyśliłam, nie wydarzyło się. Na jedną rzecz miałam wpływ, ponieważ to ja podjęłam decyzję, ale na pozostałe już nie. Znajomi odmawiali towarzystwa na wyjazd z powodu innych planów, pogoda nie dopisywała, organizatorka szkolenia odwołała spotkanie….
Miałam wszystko dopięte i nagle stanęłam w obliczu pustki. I co teraz? Nie było mi z tym dobrze. Ogólnie w głowie chaos. Nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca. Wszystko mówiło: usiądź na kanapie, zostań, rób szalik, słuchaj muzyki, słuchaj siebie, zbieraj siły, odpoczywaj. Robiłam to, ale do końca nie miałam wewnętrznej zgody na to, bo wciąż kombinowałam, wciąż planowałam i za każdym razem ODMOWA DOSTĘPU.
Zobaczyłam, że nie lubię takiego stanu braku wpływu na to co się dzieje. Zwyczajnie mnie to frustruje, przynajmniej tak było teraz. Bo wydaje mi się, że już POWINNAM umieć z tego stanu się wyprowadzić, POWINNAM umieć coś zrobić. Jakoś ZAPANOWAĆ. Właśnie – w takim stanie moja kontrola nad tym, co generuje moja głowa jest ZEROWE. A jej kreacja zdecydowanie chyli się ku czerniom i dramatom :). Zadzwoniłam do Kasi, a ona fajnie mi powiedziała: „gdybyś teraz już wiedziała wszystko, to co byś robiła przez kolejne lata życia”. Kochana Kasia.
Po czym wylosowałam kartkę z mojego pudełeczka myśli: „wszystko co się wydarza, jest dla Ciebie”.
Kolejny raz rozbijam się o słowo ZAUFAJ.
Październik rozpoczęłam wyjazdem. Zobaczymy co dalej.
PS. Zerknęłam właśnie na przychodzącego maila i kolega przypomniał mi cenną myśl: „Nie rozśmieszaj Boga swoimi planami” 🙂