Pisałam niedawno o tym, że dostałam radę, aby wyjechać nad morze nie wychodząc z domu. Właśnie za mną przepiękny tydzień „nad morzem” w domu. Tydzień bezdzietny, bo młode na obozie. Cudownie odpoczęłam. Zwolniłam. Miałam czas dla siebie i czas na spotkania z przyjaciółmi. Na frytki z makdonalda i na suszi. Czas na porządki w szafie i zakup nowych ciuszków (i nie są to spodnie! ;)). Na czytanie i pisanie. Na poranne wylegiwanie. Na kino. Na pracę. Na jogę, rower i pływanie. I to wszystko w zwolnionym tempie, niespiesznie.
Jest we mnie taka pozytywna energia. Czuję się rozwibrowana. Dawno nie doświadczałam tego stanu. Miałam go jakiś czas temu, mam wrażenie, że bardzo dawno. Teraz wrócił.
Czuję się przez siebie zaopiekowana i zadbana.
Dziś wieczorem po fantastycznym basenie, kupiłam sobie migdałowego magnuma i siedząc na leżaczku, rozkoszowałam się tym widokiem.
Dobrze jest dobrze odpocząć. Każdemu z serca tego życzę.
…bo tak naprawdę możemy być nad morzem i gdziekolwiek, jednocześnie nigdzie nie wyjeżdżając, wszędzie przecież zabieramy siebie, a jak ze sobą nam dobrze, to wszędzie będzie dobrze…
Niebo wszędzie jest takie samo…