Wakacje. Dzieci pojechały na obóz. Jestem w domu sama, czytam książkę – rano zobaczyłam na fejsie, koleżanka zalajkowała wypowiedź Marcina Mellera o Ali i Nino, najsłynniejszej love story Kaukazu autorstwa Kurbana Saida, zawitałam do księgarni, kupiłam i już 1/3 za mną, a za oknem piękne zachodzące słońce. Jest ciepło. Nie spieszę się, nic nie muszę. Po przyjściu z pracy spałam 1,5 godziny. Odpoczywam po bardzo pracowitym czerwcu. Mam trochę do zrobienia, chcę uporządkować szuflady i szafy, ale dzisiaj nie mam na to ochoty. Dzisiaj chcę się rozkoszować nicnierobieniem.
Weekend spędziłam na Jurze, m.in.: na rowerach. Przepięknie. Po raz kolejny zachwycam się tym zakątkiem. Teraz lato. Ładny zbóż ukwiecone chabrami i makami. Przy drogach i miedzach fioletowe osty, płożący się biały powój, z którego jako dzieci robiliśmy czapeczki na nosy. Rozśpiewane skowronki wiszące nad polami. Przestrzeń, widoki, oddech pełną piersią. Białe skałki wśród zieleni. Wsie, domy i ogrody, a w nich przepiękne pnące róże czerwone, różowe, białe. Świeci słońce i jednocześnie pada delikatny deszcz. Na płatkach róż krople wody. Mokra ziemia pachnie, pachnie mokry asfalt. Wdycham te zapachy. Uczta dla zmysłów. Wieczorem spotkanie z przyjaciółmi. Ognisko, pieczone ziemniaki z kociołka, rozmowy, śmiechy, wygłupy. Jest dobrze. Następnego dnia obiad u mamy. Kawa u babci i trzy pokolenia kobiet. Jest dobrze. Wieczór z przyjaciółką. Jest dobrze.
Miałam mieć malowanie domu podczas nieobecności dzieci. Malarz jednak nie wyrobił się z terminami. Zmiana planów. I dobrze. Od jakiegoś czasu prosiłam o spokój i wypoczynek. W ten sposób go dostałam. Potrzebuje ciszy, by znów wsłuchać się w siebie.
W czerwcu byłam bardzo zmęczona. Nie raz wkurzałam się, krzyczałam, denerwowałam. Cieszę się bardzo, że mogę teraz odpocząć. I jest mi dobrze samej ze sobą.
Czuję w sercu, że mam dobre życie. Znów to poczułam. Wystarczyło trochę spowolnić. Kiedy jestem zabiegana mój umysł mnie wyprzedza, powoduje, że czuję się w nie-czasie, że jestem bardziej tam niż tu. Taki stan wyprowadza mnie z równowagi. Powoduje chaos. A w tym chaosie do głosu dochodzą niespokojne myśli, wyładowania, wspomnienia z przeszłości, emocje dawno zapomniane. Doprawdy ten stan wygląda jak burza: pada, wieje, grzmi. I po tym następuje spokój, wychodzi słońce. Wchodzę w stan integracji. I takie cykle: dezintegracja i integracja. Mam nadzieję, że na wyższym poziomie.
Przeczytałam, że wybaczenie jest wtedy, kiedy trudną sytuację traktuję jako doświadczenie.
Jestem szczęśliwa. Idę do kina.
PS. I tak też zrobiłam. Zrobiłam ctrl+S, zerknęłam co grają w Cinema City, wybrałam film i pojechałam. Uśmiałam się do łez. Bardzo zabawna komedia francuska „Miłość aż po ślub”. Polecam na letni wieczór.
I już noc. Dobranoc.