Po okresie działania – porządków w ogrodzie, domu, robieniu planów na wakacje, planów sadzenia drzew, przyszedł czas zwolnienia, czas refleksji. Od poniedziałku różne sprawy zaczęły mi wypływać na powierzchnię. Wiedziałam, że siedzą sobie cichutko na dnie i myślałam, że już tam spoczną, ale postanowiły wypłynąć i zmącić nico taflę mego jeziora.
Zrobiło się zatem refleksyjnie i ja właśnie tak w związku z tym.
Boimy się kataklizmów w swoim życiu – utraty pracy, partnera, domu… Boimy się nieznanego, tego, że coś się zmieni. Z drugiej strony z niecierpliwością czekamy na sukcesy, w nadziei, że coś się zmieni. Tam na „gorsze”, tu na „lepsze”, jak nam się wydaje w naszej subiektywnej ocenie, bo przecież rzeczy są jakie są, tylko my nadajemy im etykietki. To „gorsze” czy „lepsze” zmienia się w zależności od okoliczności. Coś, co w pierwszej chwili wydawało nam się „gorsze,” być może uchroniło nas przed czymś „jeszcze gorszym”. Nie wiemy tego, jak i tego, czy na pewno czy na pewno „lepsze” jest „lepsze”… Wszystko co przychodzi jest dla nas i służy naszemu rozwojowi.
Siedziałam sobie na kanapie i nagle do mnie przyszło, że umarł mój mąż, ojciec moich dzieci, podpora, ogromne wsparcie. I co? Ja nadal ta sama, może już nie taka sama, bo wyposażona w doświadczenie i mądrość życiową, w przeżyte emocje, ale nadal ta sama. Siedzę na kanapie i piję herbatę. W swoich pokojach śpią dzieci. Nadal myślę, czuję, kocham, pracuję, mam zdrowe ciało, czytam książki, słucham muzyki, pracuję w ogródku, sprzątam dom, gotuję, piorę, czytam wiersze, śmieję się i płaczę, chodzę po górach, jeżdżę na rowerze, oglądam filmy, ćwiczę jogę. Lubię te same kolory, chcę podróżować. JA jestem, cały czas jestem.
Siedziałam sobie na kanapie i pomyślałam, że wygrałam konkurs, moje pisanie zostało docenione, zobaczyłam swoje nazwisko wydrukowane w gazecie. W głębi duszy marzyłam o tym. A więc to mój prywatny sukces. I co? JA nadal ta sama. Tak samo przeżywająca i odbierająca świat. Energiczna i wrażliwa, silna i słaba zarazem. Nadal ta sama ze swoimi jasnymi i ciemnymi stronami. To co jest mą Istotą jest niezmienne.
Ze swoimi jasnymi i ciemnymi stronami… W ciągu ostatnich dwóch lat zobaczyłam siebie w wielu wymiarach. Trudne jest przyglądanie się tej ciemniejszej stronie. Łatwo popaść w osądzanie siebie, w poczucie winy, w łajanie. Przyznam, że zdarzają mi się takie praktyki. Z pomocą przyszedł mi tekst, w którym mowa o tym, aby nauczyć się współczuć samemu sobie. Traktować siebie, zwłaszcza w tych trudnych momentach zwątpienia, jako najlepszego swojego przyjaciela. Przyjaciela, który wesprze, otuli ciepłym słowem, zrozumieniem, który wybaczy.
Kiedy jest ci źle zapytaj siebie, co w tej chwili powiedziałby do Ciebie Twój najlepszy przyjaciel. To działa. Sprawdziłam, a tekst polecam bardzo:
http://zwierciadlo.pl/psychologia/wspolczucie-wobec-samej-siebie
Dobrych Świąt Kochani!