Od kilku dni mam fazę na ogród. Przyszła dopiero teraz do mnie. Po dwóch latach. W tamtym roku byłam na nie. Rok po śmierci w ogóle nie miałam ochoty. Dużo pracowaliśmy, tak dla rozluźnienia, razem w ogrodzie. Praca samej przychodziła mi z wielkim trudem, więc nie mocowałam się z sobą, nie udowadniałam czegoś na siłę. Odpuściłam. Tym samym ogród nieco zapuściłam, ale co tam. Teraz wraz z kolejną wiosną, wraz ze świergoleniem ptaków, ochota wróciła.
Wycinam, grabię, usuwam suche liście, igły, plewię, wyrywam chwasty, kupuję nasiona – dziś nasturcji i maciejki. Przed domem w doniczce pojawiły się margaretki. Będę wysiewać, sadzić kwiatki, zioła. Będę sadzić drzewa. Rozglądam się za tym jednym szczególnym, który zajmie centralne miejsce w moim ogrodzie. Takim, który da cień, do którego będę się mogła przytulić (bo tak – w chwilach słabości, szłam do lasu i przytulałam się do drzew). Takim, by było moje. Szukam, rozglądam się wkoło, jakie będzie najlepsze. Olga Z. może jakieś porady? Iza zapytała mnie, jakie drzewa lubię, bo może to właśnie ten kierunek. Lubię brzozy i mam już jedną w mym ogrodzie. I lubię buki, bukowe lasy. To właśnie do nich szłam po pociechę. Stąd też i buki na dzisiejszym zdjęciu. Te buki rosną na zboczach Poniwca, gdzie w minioną niedzielę spacerowałam z dziećmi i teściami. Więc może właśnie to będzie buk? Hmmm….
Wiosna we mnie, wiosna wokół mnie. Żółcą się forsycje, zielenią wierzby. Magnolia pierwszy raz mi zakwitnie, a mam ją już w ogródku od kilku lat. W końcu zdecydowała się pokazać swe piękno światu. Przyszedł na to czas. Czas…. Na wszystko przychodzi… Na pisanie też. Tego posta napisałam „na kolanie” tuż po przyjeździe do domu z zakupów. Siatki jeszcze nie rozpakowane, a ja MUSIAŁAM wziąć kartkę, długopis i spisać to, co z głowy się wylewało. A pojawiło się w trakcie jazdy samochodem. Samo z siebie, bez planów i zamierzeń. Aga prosiła mnie, bym napisała posta na temat pięciu wskazówek na odczarowanie rzeczywistości. Aga, pamiętam o tym i kiedyś ten post powstanie. Przyjdzie na niego czas. Doświadczyłam, że tak właśnie jest. Odnoszę wrażenie, że im mniej oporu, czy też nakazywania sobie, że teraz, że natychmiast, tym więcej się dzieje.