Jaram się, jaram się, jaram się. Lecę, frunę, lecę. Fajowa niedziela muzyczna za mną. W południe poranek symfoniczny. Wzruszenie przeogromne oblało mnie przy „Concerto – Notturno” na orkiestrę i skrzypce Mikołaja Góreckiego z Kają Danczewską jako solistką. Powietrze zastygło, broda drżała, a po policzkach ciekły łzy. Siła muzyki i jej wpływu na emocje – to dla mnie magia. Zresztą nie raz już o tym pisałam, że odbieram muzykę niemal organicznie, całą sobą. Ona potrafi mną zawładnąć, do tego stopnia, że doświadczam poczucia tu i teraz. Jestem ja, jest muzyka, zamknięte jakby w pudełku. Świat zewnętrzny nie istnieje. To takie uczucie wtopienia się w chwilę.
Fragment do posłuchania dla ciekawych: https://www.youtube.com/watch?v=oPlHp28aSJw
Co prawda nie w wykonaniu jakie dane mi było usłyszeć, ale zawsze coś.
A wieczorem koncert Hey. Jakie to cudowne, kiedy sobie coś pomyślisz i to się zdarza. Otóż wymyśliłam sobie, że bardzo chciałabym zamienić choć słówko z Kasią, podziękować jej za to, że jest i za jej wspaniałe i tak mi bliskie teksty. I tak też się stało. Po koncercie, spełniłam swe marzenie. Fantastyczne uczucie. To takie małe cuda. To takie chwile, kiedy całe ciało drży, w ten sposób mówiąc „tak, tak, zrobiłaś to dziewczyno, zrobiłaś to, co chciałaś”. Bardzo się cieszę.
Wiadomo, że gdybym nie poczekała, gdybym się nie zapytała, to nie miałabym możliwości spotkać się z Kasią, uścisnąć jej dłoń, spojrzeć w oczy. Ale zadziałałam. Wiedziałam, że tego chcę i drobnymi kroczkami szłam do przodu. Czyli może właśnie tak to jest? Bardzo czegoś chcieć, bo to napędza, a potem działać, już nie rozmyślać, nie zastanawiać się tylko działać. Właśnie – robić swoje. Takie momenty pokazują mi, że się da. Wystarczy tylko trochę uporu i cierpliwości.
A sam koncert był i bajeczny i energetyczny i taki jak lubię. Oczywiście też się popłakałam i też się pośmiałam. Wróciłam do domu podekscytowana, radosna, po prostu szczęśliwa.